W mediach gruchnęło o rezygnacji Jacindy Ardern - niezwykle popularnej premier Nowej Zelandii.
Popularnej, ale szczególnie poza Nową Zelandią. Stojąca na czele już drugiego z rzędu rządu, kierowanego przez laburzystów (Partia Pracy), Jacinda Ardern pomimo niezłych wyników wyborczych w przeszłości zaczęła tracić grunt pod nogami w związku z polityką antycovidową oraz problemami - na rynku mieszkaniowym. Nadto na coraz niższe poparcie w sondażach dla rządzcej partii i premier NZ Jacindy Adern silny wpływ miała rosnąca inflacja (na poziomie około 8%, więc wciąż niewielka w porównaniu do państw europejskich).
Według części obywateli, zmęczonych resktrykcjami antycovidowymi - system zakazów, szczególnie swobodnego przemieszczania się, w tym podróży - a zaznaczmy, że jedną z głównych usług eksportowych Nowej Zelandii jest szkolnictwo wyższe. Tysiące studentów z Chin, Indii oraz innych państw zasila nowozelandzki budżet i przyczniało się do gospodarczej prosperity. Ten trend wyhamował w czasie pandemii.
Warto więc patrzeć na tę kwestię szerzej - zużyty wizerunek, wiązany przez Nowozelandczyków z problemami, a nie rozwiązaniami problemów - który niosła ze sobą już Jacinda Ardern, to rzeczywista przyczyna rezygnacji nowozelandzkiej premier ze stanowiska, gdyby pozostała na nim jeszcze kilka tygodni dłużej, mogła zatopić okręt wyborczy Partii Pracy. W tym roku, prawdopodobnie w październiku odbędą się wybory do Izby Reprezentantów 54 kadencji. Prawdopodobnie, wg sondaży wygrana leżała w zasięgu Partii Narodowej, a nie Partii Pracy. Jeśli założmy, że kierownictwo Partii Pracy miało wpływ na "zdjęcie" Ardern z fotela i stoją za tym decyzje podjęte już wcześniej na partyjnym caucus, to zakładać nalezy, że nowy premier jest już znany i ma on bardzo wysokie notowania. Prawdopobnym kandydatem może być Chris Hipkins z Partii Pracy, gdyż cieszy się najlepszą oceną opinii publicznej i był członkiem rządu Ardern. Innym kandydatem jest Andrew Little - który przed Ardern był twarzą kampanii wyborczych Partii Pracy, być może teraz dostanie swój czas, aby poprawić wizerunek Partii Pracy przede wyborami. Oczywiście jest też prawdopodobnym, że na stanowisko premiera zostanie powołany jakiś sympatyczny człowiek z "tylnych ławek". W zasadzie z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia w polityce Nowej Zelandii w 2016 r., kiedy wciąż dość popularny premier Nowej Zelandii z Partii Pracy, John Key, również niespodziewanie zrezygnował (zastąpił go mało wyrazisty i technokratyczny Bill English, co w efekcie przyczyniło się do utraty władzy przez Partię Narodową). Jednak i za tamtą rezygnacją stała ... polityka i rodzina. John Key był zamieszany w dość niejednoznaczne zachowania wobec kelnerki, którą ciągnął za włosy w restauracji, a ponadto jego kancelaria wpływała na przekaz medialny - bezpośrednio instruując i komunikując się z dziennikarką, która przyglądała się sprawie zachowania premiera wobec wspomnianej kelnerki. Problem leżał w tym, że jednocześnie dziennikarka ta przekazywała informacje pozyskane od kelnerki ... do kancelarii premiera. Ten skandal po prostu wyciszono - za pomocą rezygnacji. W przypadku Ardern, skandalem były jej decyzje polityczne z ostatnich miesięcy, które wywoływały ostre protesty społeczne. Mit Ardern jako cudownej dziewczyny lewicowej polityki nie runął na oczach świata, bo nowozelandzka premier zdążyła na czas uciec ze sceny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz